Tygodnia motywacji ciąg dalszy - dzisiaj zapraszam do przeczytania tekstu Olgierda.
Ludzka rzecz popadać... w zniechęcenie.
Każdemu się zdarza, dotyczy każdego aspektu naszej działalności. Co
zrobić, aby podtrzymać chęć biegania albo przełamać niechęć?
Z mojej burzliwej przerywanej historii sportowej widzę, że poszczególne
składniki tej potrawy zwanej motywacją mogą się zmieniać, ale kilka z
nich się przewija. Wprogramowuję je sobie regularnie, a resztę robi
ludzka natura.
Moja recepta wygląda tak:
1/ Socjalizuj się
Dziel się, deklaruj publicznie, wciągaj innych, inspiruj!
Jeśli sprawa tego, czy wyjdziesz na trening, czy nie, rozgrywa się tylko
w Twojej głowie, może to na którymś etapie nie wystarczyć.
Wszelkie metody dozwolone:
- aplikacje, programy treningowe, rywalizacje (kto więcej przebiegnie?)
- bierz udział w wydarzeniach,
- jeśliś harpagan i dzik, sam twórz wydarzenia - to wciąga jak mało co.
Wymyśl scenariusz imprezy, zaproś innych. W przypadku mojego otoczenia
działają imprezy humorystyczno-absurdalne, ale to może być każdy inny
typ. Może pamiętasz szczególne miejsce ze swojego życia, które chcesz
pokazać przyjaciołom? Może jakaś data nakazuje Ci np. pobiec symboliczne
- dajmy na to - 1.047 km na 1.047. rocznicę chrztu Polski. Aż się prosi
o imprezę typu 197,5 kółka dookoła Jeziora Malta w Poznaniu (5,3 km x
197,5 = 1.047 km). Taką imprezę warto zacząć bladym świtem w czerwcu,
dni są wtedy długie.
- "zapisz się" do grupy biegowej. Regularność zajęć i dodatki
towarzyskie zrobią resztę. I bądź takiej grupy aktywnym uczestnikiem.
Jeśli jesteś strasznie nieśmiały, to może... nie bądź! To tacy sami
fajni ludzie jak Ty, głowy Ci nie odgryzą nawet jeśli jakiś Twój pomysł
okaże się powtórką tego sprzed dwóch lat.
2/ Wymyśl sobie CEL, do którego dążysz.
To musi być Twój cel, nie spiesz się.
Ważne, żeby dało się to podzielić na etapy. Im bardziej ambitnie, im
bardziej wręcz absurdalnie ambitnie, tym lepiej. To może być utrata
wagi, dystans lub czas bez odpoczynku; choć najlepiej działają odległe
długie kosztowne biegi - np. jakiś maraton za daleką granicą. Opłać
wszystko (wpisowe, hotel, lot) i trenuj. I nie wpadaj w panikę, jeśli
coś po drodze zawiedzie - większość spraw poza czasem i zdrowiem da się
odzyskać.
Ważne są etapy weryfikacji tego celu - jeśli chcesz zrzucić ileś kg, a
po miesiącu biegania 3 x w tygodniu masa ani drgnie, należy się
zastanowić, co jest nie tak. Najprawdopodobniej trzeba lekko
unieruchomić szczęki, ale nie wszystkie cele i etapy są równie proste.
Weryfikuj, obserwuj, słuchaj innych - wszak masz już grono niezłych
doświadczonych doradców, bo realizujesz punkt 1.
3/ Rób inne rzeczy - niech bieganie nie będzie jedyną treścią życia. Jak
w każdym działaniu musi być odskocznia - oczywiście może to być inna
dyscyplina, najlepiej jakaś uzupełniająca. Siłownia, gimnastyka, rower,
spacery. Albo czytaj.
4/ Organizuj dzień tak, żeby bieganie jak najmniej przeszkadzało - od
Twojego temperamentu zależy, czy wolisz rano, czy wieczorem, przed pracą
czy w przerwie. Myśl zawczasu, jak najmniej boleśnie wplatać trening w
reżim dnia. Unikniesz wtedy przykrych niespodzianek, które mogą same w
sobie zniechęcać.
5/ Dbaj o wsparcie rodziny.
Najlepiej wciągnąć w to samo hobby partnera/ partnerkę czy dzieci, ale
nie zawsze się uda. Oni nie muszą być tacy jak Ty. Ale - jeśli
odpowiednio zachęcisz, dasz przykład udanej współpracy w innych
dziedzinach, ważnych dla nich - najpewniej możesz liczyć na ich pomoc
albo chociaż życzliwą neutralność. Niewiele rzeczy demotywuje bardziej
niż narzekająca żona. "Lipiec. Choinka ciągle nie wyniesiona na
śmietnik, a ten sobie hasa po łąkach, Piotruś Pan". Ważne - zastanów się
w takich sytuacjach najpierw nad sobą i wyrzuć tę choinkę, a nie żonę.
Może motywująca dla najbliższych będzie wspólna wyprawa, podczas której
Ty sobie pobiegasz o świcie, a potem na endorfinowej fali będziesz
przemiłym ojcem/mężem/wujkiem/mamą/żoną/ciocią...? Sposobów nie
zabraknie, ograniczy Cię własna kreatywność.
6/ Wymyśl sobie własną dotkliwą karę za niezrealizowane cele.
Tu również może być niezliczona mnogość różnych metod.
Np. określ cel sportowy - złamanie iluś tam minut na 5 km. Załóż się o
dotkliwą kwotę z przyjacielem albo - jeszcze lepiej - z wrogiem. Cel
musi być ambitny, ale realny. Powieś go sobie na lodówce i często na
niego patrz - co najmniej za każdym razem, gdy nie chcesz wyjść na
trening. A potem trenuj ile wlezie. Życzę wygranej, ale nawet przegrana o
włos okaże się bardziej satysfakcjonująca, a te stracone np. 5.000 zł
(auaaaa!!!!) szybko odzyskasz dzięki pokładom energii zarobionej na
treningach.
Inną karą może być obejrzenie z żoną znienawidzonego serialu albo z
mężem meczu polskiej ligi piłki nożnej - ale odcinek lub mecz musi być
cały, nie oszukuj. To dobrze robi, potem Ci nie przyjdzie do głowy opuszczać zajęcia.
7/ A w ogóle kogo obchodzą moje wywody?
Wymyśl sobie własny sposób motywowania.
To, co działa świetnie u mnie, u Ciebie może nie mieć najmniejszego znaczenia. Ja Cię przecież w ogóle nie znam!
A poza tym - może nie czytaj tyle o motywacji, tylko rusz tyłek sprzed komputera i zasuwaj na trasę!!!
Powodzenia.
Olgierd