Na moście nie wiało zbyt mocno, biegło się świetnie, w
grupie równe tempo, ale jeszcze za szybko. Zbiegamy z mostu, krótki bieg po
kostce i TA pani!!! Ta pani, i jej naszyjnik! Nie zapomnę tego nigdy! Na szyi
przewieszony sznurek a na jego końcach zafoliowany kawałek kartonika z napisem:
DASZ RADĘ! SZACUN dla tej Pani oraz wielkie podziękowania!! Wbiegamy na wał
przeciwpowodziowy, w końcu złapałem odpowiedni rytm, tempo wg planu, szkoda że
2 km za późno. Na wale
wszystko wg planu, cisza, spokój, nie ma kibiców, nikt nie krzyczy, nie ma
dopingu. Pod koniec wału na stołeczku siedzi sobie starszy Pan, obok stoi
rower. Pan w czapeczce z daszkiem cały czas oklaskuje, a na machnięcie do Niego
odpowiada uśmiechem. Koniec wału, wbiegam na asfalt, widzę pierwszy pomiar czasu,
punkt odżywczy i pierwszej pomocy. Ten
ostatni na szczęście pusty. Zerkam do góry, podbieg na nowy most, patrzę i
widzę Rokiego – biegacz z czerwoną rękawicą bokserską! Pierwszy podbieg
pokonuję wg planu, tak jak następne kilometry trasy, znam profil, wiem co mnie
czeka po Grabówce….
I nastąpił ten moment. Pierwszy podbieg, zwalniam,
oszczędzam siły, wiem, że za chwilę będzie jego druga część. Udało się! Kolejny
punkt odżywczy, trochę po płaskim i znowu 2 fazowy podbieg. Dałem radę w dobrym
stylu. Dobiegam do ZOO, kibice, trąbki i ci ZAJEBIŚCI bębniarze. Na domiar
złego w mp3 słyszę po kolei dwa kawałki: Sabaton "40:1" i Metallica "Fuel"…..
Biegnę z góry, jest siła, adrenalina, kibice, bębny i znowu brak kontroli!
Kolejne
2 km
przebiegłem zdecydowanie za szybko, o czym boleśnie przekonałem się na wale, gdzie cały
doping ucichł i znowu zostałem sam z moją muzyczką…… biegnę równo, ale poniżej
zakładanego tempa. Wyraźnie odpoczywam. Podbieg pod „nowy” most daje mi w kość,
ale biegnę dalej, wolno, równo. Czas na energię. Batoniki Mleczna Kraina to nie
jest dobry pomysł….. słodko, za słodko, popijam dalej słodko, a do tego smak
czekolady wywołał do odpowiedzi potrzebę fizjologiczną nr2………….. Grabówka za mną i początek podbiegów. Przed
oczami naszyjnik DASZ RADE!! Pamiętacie gościa, który biegał codziennie
10 km? Mam go w zasięgu
wzroku! Coraz bliżej, jestem obok. „Zajebisty podbieg” rzucam przez ramię i
biegnę dalej. Dałem rade! Tempo słabiutkie, ale jednak biegnę! Dobiegam do ZOO
wyraźnie zmęczony! Ale tu są kibice więc trzeba trzymać fason, wyciskam z
siebie resztki siły i biegnę dalej. Jest z górki! Troszkę odpoczynku. Wbiegam
na Mostówkę, łagodniejszy podbieg i stało się…………maszeruję…….
|
fot. Gosia Jeznach |
Nawet nie wiem
kiedy to się stało……. Jestem zły!!! Przecież to jest
21 km a ja maszeruję?????
DASZ RADE!! przed oczami. W myślach klnę na swoje nogi, że mnie nie słuchają!
Zebrałem się i chyba przełamałem, przy schodach do Broniewskiego… biegnę to za
dużo powiedziane, ale już nie maszeruję, jest nieźle!
Zaczyna się kostka
brukowa, jestem już bardzo blisko, słychać prowadzącego imprezę, i doping, a ja
znowu czuję „skrzydła” wbiegam na ostatnią prostą, przyśpieszam, daję wszystko
co mogę!!
Widzę rodziców, biegnę szybko, zauważam żonę i synka, mam siłę nawet
na uśmiech i machnięcie ręką. Wyprzedza mnie ktoś….. szacuneczek! META! MEDAL!!