W
upalny lipcowy weekend ponad 20 pozytywnie zakręconych biegaczy z ekipy Night
Runners udało się do Szklarskiej Poręby, aby zmierzyć się z najwyżej położonym w
Polsce półmaratonem - Wielką Pętlą
Izerską.
Do
Szklarskiej Poręby przybyliśmy dzień wcześniej. Szczęśliwym trafem udało nam
się zarezerwować miejsca dla całej drużyny w jednym pensjonacie- typowo
góralski piękny wielopiętrowy dom. Po
rozpakowaniu udaliśmy się do centrum
miasta po odbiór pakietów startowych, a następnie na pyszny obiad. Założenie podstawowe -
wcinamy węglowodany J . Po
obiedzie Night Runnersowa ekipa udała się na spacer do miejscowej „Biedronki”,
aby zakupić kilogramy jakże niezbędnych
następnego dnia bananów.
Kładliśmy
się spać z bijącymi myślami -„co to jutro będzie?” Nie sposób
opisać mieszanki uczuć i emocji jakie towarzyszyły mi kiedy już leżałam w łóżku…
ciekawość, ekscytacja, ale również nie da się ukryć malutki strach również się gdzieś krył.
W sobotni poranek o godzinie dziesiątej „żarówiaste koszulki” wyruszyły żwawym
krokiem w stronę miejsca startu-
położonego 700m. n.p.m parku Esplonada.
Na rozgrzewkę mały, kilometrowy
podbiegowy spacerek.
Na
miejscu startu widać było, że wydarzenie jest bardzo medialne, wszędzie mnóstwo kamer,
reporterów. Rzucające się w oczy żółte koszulki nie uszły uwadze mediów, przez
co rozsławiliśmy naszą ekipę biegową z Poznania na południu Polski.
Kilka
minut przed godziną jedenastą wszyscy zawodnicy ustawili się za linią
startu. Tu na startujących czekała
niespodzianka, ponieważ powodzenia na
trasie życzył nam UWAGA- Henryk Szost ,rekordzista polski w maratonie. To z jego
ust wypadło 5,4,3,2,1 START.
O
godzinie jedenastej ruszyliśmy stoczyć podbiegowo-zbiegowy bój. Przez około 3km
trasa wiodła ulicami,gdzie czekało na n nas kilka lekkich podbiegów .Przy schronisku (Chatka Robaczka), rozpoczął się
odcinek leśny, towarzyszący nam prawie do samego końca.
Pierwszy
punkt krytyczny pojawił się na dystansie ok. 4km, tutaj trzeba było się zmierzyć z najbardziej pionowym podbiegiem na trasie.
Ciągnąca się ponad półkilometrowa górka która miała przewyższenie prawie
100m. Na tym odcinku trasy, było widać walkę na twarzach wielu biegaczy i
wyraźne zwolnienie tempa. Wiele osób
podchodziło. Odcinek był tym bardziej ciężki z powodu kamienistej nawierzchni, gdzie łatwo było
„postawić nie tak stopę”. Myśli krążące w mojej głowie podczas w biegu:„Matko
jeszcze 10km pod górkę, czy tak ciężko będzie cały czas? Czy to jest realne? Czy
ja na pewno dam rade? Na szczęście pozostałe podbiegi okazały się bardziej
łaskawe dla półmaratonczyków. J
Drugim ciężkim wyzwaniem okazał się ostatni i najdłuższy (ok. 1.5km) podbieg rozpoczynający
się na odcinku 12km(943 m.n.p.m), a
kończący się na najwyżej położonym punkcie trasy tj. 1020m.n.p.m. Tutaj miała
miejsce prawdziwa uczta dla oczu-
przepiękny widok na Karkonosze. Urokliwe
krajobrazy na trasie biegu , nieraz
rekompensowały nasz wysiłek i siódme poty.
Po osiągnięciu najwyższego punktu na trasie,
nastąpiły jakże długo oczekiwane przez nas zbiegi. Druga cześć biegu nie
kosztowała nas już tyle wysiłku, jednakże, kamienista nawierzchnia powodowała,
ze trzeba było być podwójnie czujnym, gdyż o wywrotkę łatwo można było się prosić. Na metę wbiegało sporo osób
z obdartymi i krwawiącymi kolanami a nawet pośladkami.
Meta umiejscowiona została na stadionie
miejskim w Szklarskiej Porębie. Wbiegając na stadion już widziałam w
oddali znaczną cześć żółtych koszulek,
które wiwatowały i dopingowały „finiszujących” biegaczy.

Spore
obawy wiązaliśmy również z pogodą. Piątek był upalnym dniem a prognozy nie
zapowiadały zmian meteorologicznych. Sobotni poranek okazał się ładny i
słoneczny, jednak za sprawą czarodziejskiej różdżki pojawiły się na niebie chmurki, które
towarzyszyły nam przez większą cześć biegu. Niepokojący był dla nas fakt , że
na trasie biegu zlokalizowane były tylko dwa punkty odświeżające - na odcinku
6km i 14 km. Biorąc pod uwagę temperaturę jaka panowała oraz wysiłek z
jakim dane było nam się zmierzyć to
zdecydowanie za mało. Jednak i pod tym
względem nasi Night Runnersowi kibice nie zawiedli. Na odcinku 10 km pojawiła
się… prawdziwa OAZA. Damian, Dawid, Marta,Monika, Paulina postanowili wspomóc
nas w walce i ustawili się na trasie z zapasem wody J. Oprócz
orzeźwienia jakie nam sprawili, spowodowali sporą radość i uśmiechy na twarzach,
ponieważ przyszło nam jeszcze pozować do zdjęć. Za tak miła niespodziankę,
koledzy i koleżanki serdecznie wam dziękujemy.

Dla
całej ekipy Night Runnersów Wielka Pętla Izerska była debiutem jeśli chodzi o
półmaraton górski. Fakt ten należy podkreślić, ponieważ cała brygada uzyskała
rewelacyjne czasy.
Tak
więc pochwalmy się teraz troszeczkę. Jako pierwszy Night Runners linię mety przekroczył Adam Wrzecian z magicznym czasem 1:33:54. Adam przybiegł jako
23 uczestnik pół maratonu oraz jako pierwszy w kategorii wiekowej. Jako drugi
Night Runnersowy sprinter na metę przybiegł Marcin Jurga- 5 w kategorii
wiekowej z czasem 1:38:55. Pół minuty po Marcinie na mecie pojawił się Dariusz
Buczkowski -1:39:25. Dla Darka należą się podwójne oklaski ponieważ udało mu
się pobić swój rekord życiowy na dystansie półmaratonu.
Teraz czas
na panieJ. Pierwsza przybiegła Kornelia Kozłowska
1:48:32- 2 w kategorii wiekowej. Tuż za nią Kajetana Kamińska 1:49:46- 3 w
kategorii wiekowej. Jako trzecia Night Runnerka przybiegła Aleksandra Michalak
1:54:19.
Drodzy koledzy i koleżanki biegnący w Wielkiej
Pętli Izerskiej wybaczcie, że
ograniczyłam się do pierwszych trójek. Jednak doskonale wiemy, że każdy z nas
może się tutaj mocno pochwalić.
Z tej strony cała ekipa Night Runnersów składa
ogromny pokłon w stronę naszego KOŁCZA Piotra Oleszaka. To on organizował dla
nas podbiegowe SPARTY oraz wyprawy na Dziewiczą Górę, gdzie smakowaliśmy biegów
po górkach. Gdyby nie inicjatywy Piotra
myślę, że na pewno nie ukończylibyśmy półmaratonu
z tak dobrymi czasami i w tak dobrej kondycji. Piotrek wielkie dzięki dla Ciebie.
J
Teraz
troszkę o nagrodach. Na mecie na każdego czekał wyjątkowy szklany, ręcznie
robiony medal. Trójce naszych biegaczy dane było stanąć na podium i odebrać
szklane pucharki oraz nagrody za pierwsze-Adam, drugie-Kornelia i
trzecie-Kajetana miejsca w kategoriach wiekowych. Po owacjach na podium udaliśmy na ufundowany
przez organizatora regeneracyjny obiad w miejskiej restauracji.
Wyjazd
w góry stanowił dla nas również okazję aby miło spędzić razem czas. Ukończony bieg postanowiliśmy uczcić wieczornym
ogniskiem. Smażone kiełbaski i ziemniaczki -mniam. Po ognisku nasza wesoła
brygada udała się na góralską biesiadę
gdzie tańców i hulańców nie było końca.
Jako
uwieńczenie wyjazdu wybraliśmy się wszyscy w niedzielny poranek na prawie
dziesięciokilometrowy spacer w kierunku wodospadu Szklarka. Tutaj nawet
kilkoro śmiałków zamoczyło nogi w zimnym strumieniu. Po wyprawie udaliśmy się
po raz ostatni do miasta, aby posilić się prze drogą powrotną. Po obiedzie z
małą nutką smutku, że to już koniec wycieczki wyruszyliśmy w drogę powrotną do
Poznania.
Myślę, że
wyjazd do Szklarskiej Poręby będziemy
długo i miło wspominać. Już mamy plany ,aby w przyszłym roku tam powrócić.
Wszystkim biegaczom polecam taką wyprawę. Uwierzcie na
słowo, po takim wyczynie będziecie patrzeć trochę inaczej na bieganie a przede
wszystkim doświadczycie czegoś nowego i niezapomnianego. (Kornelia Kozłowska)Moja przygoda z bieganiem
nie jest długa, ale wszystko, z czym do tej pory miałam styczność podeszwy moich
butów ograniczało się do równo wylanego asfaltu w mieście (nie licząc
przełajowej dychy w Stęszewie). Po Wielkiej Pętli Izerskiej inaczej patrzę nie
tylko na bieganie, ale także na góry, do których zawsze, zdawało mi się, czułam
respekt. Bieg w Izerach ukończyłem, jednak potrzebę rewanżu poczułem już na
mecie. (Rafał Maciak)